Nigdy nie byłam dobra, jeśli chodzi o znajomość afrykańskich historyczno-politycznych niuansów. Wiedziałam tyle, co większość ludzi: trochę o Rwandzie, trochę o apartheidzie. Bałam się zawsze Afryki, przyznam, że nadal się boję. Na liście miejsc, do których chciałabym pojechać, te afrykańskie są na szarym końcu. Piękne i niebezpieczne. I nie jest to tylko stereotyp, wykreowany na potrzeby komercyjno-romantycznego Europejczyka.
Rosiak zabiera nas w podróż przez szereg afrykańskich krajów. Po drodze znajduje sporo czasu, by wtajemniczyć nas w te wszystkie niuanse, o których wspominałam na początku. Kto? Kogo? Dlaczego? Czym? Mniej wytrwałym czytelnikom te wykłady ze współczesnej afrykańskiej historii dadzą popalić. Domyślam się, że niejeden zacznie w zniecierpliwieniu przerzucać kartki. Olaboga, gdzie fabuła!? Faktycznie, u Rosiaka nie znajdziemy czegoś takiego, bo nie jest tu potrzebne do szczęścia, ze względu na kompletnie inną konstrukcję książki. Autor — dziennikarz prasowy i radiowy z przeszłością korespondenta — ukazuje swoje podróże poprzez szereg miejsc, które odwiedził. Na zasadzie kartek, pocztówek, wprowadza nas w afrykański świat, który jest pogmatwany niemiłosiernie. Człowiek chwyta się za głowę, kiedy spróbuje się zastanowić nad najbliższym możliwym terminem „rozgmatwania”.
Z polityką afrykańskich krajów (a często najzwyczajniej z jej brakiem) wiąże się kwestia wszelkiego typu organizacji humanitarnych, pomocowych, które ślą do nich pieniądze, leki i jedzenie. Rosiak poświęca zagadnieniu wiele miejsca, demaskując wygodne myślenie ludzi Zachodu, którzy uspokajają wyrzuty sumienia, wspomagając akcje humanitarne. Tym, co dzieje się z ich datkami lub hojnie ofiarowywanymi lekami, zazwyczaj się nie przejmują, bo i po co, skoro już tyle zrobili. Tymczasem połowa wszystkich tych rzeczy nigdy nie trafi do potrzebujących mieszkańców Afryki. Autor „Żaru” wspomina o kilku rozwiązaniach — zainteresowanych pozwolę sobie odesłać do książki, która posiada rzetelnie sporządzoną bibliografię.
Rosiak rozmawia z ludźmi, poznaje ich, usiłuje zrozumieć to, co popycha jednych przeciw drugim podczas konfliktów, które w Afryce są na porządku dziennym. Okazuje się, że pewne zjawiska są uniwersalne.
Rosiak zabiera nas w podróż przez szereg afrykańskich krajów. Po drodze znajduje sporo czasu, by wtajemniczyć nas w te wszystkie niuanse, o których wspominałam na początku. Kto? Kogo? Dlaczego? Czym? Mniej wytrwałym czytelnikom te wykłady ze współczesnej afrykańskiej historii dadzą popalić. Domyślam się, że niejeden zacznie w zniecierpliwieniu przerzucać kartki. Olaboga, gdzie fabuła!? Faktycznie, u Rosiaka nie znajdziemy czegoś takiego, bo nie jest tu potrzebne do szczęścia, ze względu na kompletnie inną konstrukcję książki. Autor — dziennikarz prasowy i radiowy z przeszłością korespondenta — ukazuje swoje podróże poprzez szereg miejsc, które odwiedził. Na zasadzie kartek, pocztówek, wprowadza nas w afrykański świat, który jest pogmatwany niemiłosiernie. Człowiek chwyta się za głowę, kiedy spróbuje się zastanowić nad najbliższym możliwym terminem „rozgmatwania”.
Z polityką afrykańskich krajów (a często najzwyczajniej z jej brakiem) wiąże się kwestia wszelkiego typu organizacji humanitarnych, pomocowych, które ślą do nich pieniądze, leki i jedzenie. Rosiak poświęca zagadnieniu wiele miejsca, demaskując wygodne myślenie ludzi Zachodu, którzy uspokajają wyrzuty sumienia, wspomagając akcje humanitarne. Tym, co dzieje się z ich datkami lub hojnie ofiarowywanymi lekami, zazwyczaj się nie przejmują, bo i po co, skoro już tyle zrobili. Tymczasem połowa wszystkich tych rzeczy nigdy nie trafi do potrzebujących mieszkańców Afryki. Autor „Żaru” wspomina o kilku rozwiązaniach — zainteresowanych pozwolę sobie odesłać do książki, która posiada rzetelnie sporządzoną bibliografię.
Rosiak rozmawia z ludźmi, poznaje ich, usiłuje zrozumieć to, co popycha jednych przeciw drugim podczas konfliktów, które w Afryce są na porządku dziennym. Okazuje się, że pewne zjawiska są uniwersalne.
Pytam, dlaczego w Kenii ludzie mordują się w tak okropny sposób.
- Wszędzie ludzie się mordują, gdy w grę wchodzą sprzeczne interesy, a na dodatek liderami politycznymi są manipulatorzy.
- Tylko że w Europie ludzie się nie mordują, gdy w grę wchodzi polityka. My organizujemy wybory i szanujemy ich wynik — odpowiadam.
- Czy aby na pewno? — kiwa z niedowierzaniem głową — A w Irlandii Północnej kto się mordował nawzajem? Załamujesz ręce nad tym, że teraz w Kenii gwałci się kobiety, bestialsko morduje dzieci, pali się ludzi w kościele? A co robili biali w Jugosławii? Przecież to nie czarni wymordowali Żydów, tylko najbardziej kulturalny naród w Europie. Chcesz powiedzieć, że wy nie macie w swojej naturze skłonności do bestialstwa? A może pozbyliście się go przez ostatnie 15 lat od czasu rzezi w Jugosławii?
Nie wiem, co mu odpowiedzieć.
Ale, ale! Zagalopowałam się, opisując „Żar” jedynie w kontekście afrykańskich negatywów. A przecież w książce znajdziemy też to, co znamionuje Afrykę — niezłomne dążenie do życia, radość z każdej chwili, której nie mąciłyby problemy. Trudy życia zostają zrównoważone właśnie przez takie momenty. Rosiak zabiera nas choćby na pustynny festiwal muzyczny, gdzie ludzie potrafią się bawić, jak nigdzie indziej. Ilustruje książkę zdjęciami, z których spoglądają na nas osoby często brudne i w podartych ubraniach, ale w ich oczach czai się to „coś” — nadzieja na spokój i szczęście.
Autor wtajemnicza nas w sprawy, które dla przeciętnego mieszkańca afrykańskiego kontynentu są czymś oczywistym: dzielnicowe drużyny, grające na stadionie narodowym w Dakarze, tajniki ghańskiego fryzjerstwa, angolscy Chińczycy… Afryka nie jest jednowymiarowa, choć większość z nas tak właśnie ją postrzega.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz