niedziela, 5 stycznia 2014

Chorwacja / Zagrzeb

Zagrzeb odwiedzaliśmy niejako ,,po drodze". W chorwackiej stolicy mieliśmy spędzić tylko jedną noc, odpoczywając po wielogodzinnej podróży samochodem i zwiedzając miasto późnym popołudniem. Zagrzeb nie jest stolicą - molochem, która przytłacza świadomością, że tu oto znajduje się polityczne i społeczne centrum kraju, a także jedno z największych skupisk ludności. Jest dość przytulnie i w gruncie rzeczy dość spokojnie, bliżej raczej naszym południowo-polskim miastom, niż choćby chorwackim szalonym, nadmorskim, kultowym turystycznym miasteczkom. Pomimo tego, że na ulicach Zagrzebia znać już nieco inną naturę (przechodzenie na czerwonym świetle jest nagminne, a polscy rowerzyści, jeżdżący po chodnikach wykazują się dobrymi manierami w najwyższej formie w porównaniu z tymi z Zagrzebia...), to wciąż nie jest ona taka, jaką mogą się pochwalić Chorwaci z ,,dołu" kraju, co widać zwłaszcza na drogach... ;-)

Nasza pierwsza styczność z Zagrzebiem to widok miasta, które łagodnie wspina się na zbocza okolicznych gór. No i oczywiście hostel, w którym mieliśmy spędzić rzeczoną noc. Lokum o standardach typowo hostelowych. Zaadaptowane dawne przestrzenie biurowe w przeszklonym bloku, a każdy pokój zadedykowany jednemu z wielkich, znanych miast. Dostał się nam bodaj Nowy Jork. Oczywiście byliśmy ogromnie zachwyceni możliwością tak taniego zwiedzenia Wielkiego Jabłka... :-D

To w Zagrzebiu po raz pierwszy, spragnieni i lekko zmęczeni dość intensywnym snuciem się po mieście, skosztowaliśmy jednego z chorwackich piw. Ożujsko weszło dość przyzwoicie. Do teraz nie wiem, czy to przez smak, czy może właśnie ze względu na zmęczenie ;-) Gorzej było z regionalnymi, okołozagrzebskimi potrawami, które mieliśmy okazję jeść. Mięsem stojąca i w tłuszczu skąpana jest kuchnia ta, powiadam wam... Na kulinarne orgie musiałam poczekać do następnego dnia, kiedy dotarliśmy do pewnej wioski nieopodal Splitu. Nigdy wcześniej nie jadłam tak wyśmienitego spaghetti z owocami morza... No, ale póki co byliśmy w Zagrzebiu.


ZAGRZEB POPOŁUDNIOWĄ PORĄ - NASZ WARIANT

Lotrscak - Tak się złożyło, że lubimy wpełzać na wszelkiego typu wieże, skały i inne urokliwe miejsca widokowe. Nie inaczej było w Zagrzebiu. Wieża Lotrscak była zaledwie preludium do włażenia na liczne w górę wysunięte punkty Chorwacji i Czarnogóry. Budynek wieży w Zagrzebiu pochodzi z czasów głębokiego średniowiecza, a jej nazwa ma dość ciekawą (i w sumie oczywistą) etymologię ;-) Campana latrunculorum oznacza tyle, co ,,dzwon złodziei". To on odzywał się każdego dnia, wieczorem, przed zamknięciem bram do miasta. Z wieży do dziś oddawane są armatnie wystrzały - obecnie już tylko na pamiątkę półlegendarnego wydarzenia z czasów najazdów tureckich, a dawniej, by zasygnalizować czas wzięcia udziału w mszy świętej. Z góry roztacza się bardzo zacny, przyjemny widok na Zagrzeb i okolice. Jak na dłoni widać zabudowania starówki i osiedla w oddali.

Kaptol - Jedno ze wzgórz, na którym możemy zobaczyć średniowieczną gotycko-barokową katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zachwycającą zdobieniami. Zwłaszcza jej portal był dla mojego plugawego, acz wrażliwego na piękno serduszka istnym balsamem. Szkoda, że współczesna architektura sakralna jest taka brzydka... Na placu obok kościoła - fontanna z kolumną. Ornamenty, złocone anioły... Pełen wypas i po raz kolejny chwila zastanowienia nad stanem współczesnej architektury, tym razem tej w przestrzeniach miejskich.

Gradec - Wzgórze z najcharakterystyczniejszym bodaj zabytkiem Zagrzebia - kościołem św. Marka. Dach w barwach narodowych Chorwacji i z herbami jest nie do pomylenia z żadnym innym! Na herbie po lewej - kuna. Tia, ten zwierzak, który czasem daje się we znaki zmotoryzowanym, piłując ząbki na cennych kablach pod maską... Kiedyś skórki kun były chorwacką walutą. Sentyment uzasadniony ;-) Snując się po Gradcu, możemy natknąć się na wiele intrygujących zakątków. Jest dla przykładu Kamienna Brama z XIII wieku, skrywająca obraz Matki Boskiej, ocalały z dawnego wielkiego pożaru. Nieopodal, kiedy skierujemy kroki w dół i zapuścimy się w labirynt ulic i uliczek, możemy natrafić na taką z niemal samymi pubami, restauracjami i knajpkami. A kiedy zapuścimy się w miejsca, do których turyści trafiają raczej rzadko, możemy zostać poczęstowani regionalnym wysokoprocentowym napitkiem przez podchmielonego i rozradowanego weselnika, czekającego przed kościołem na młodą parę... Po kilku kolejkach świat od razu jawi się nieco inaczej.


Chcieliśmy odwiedzić jeszcze jeden z piękniejszych cmentarzy w tej części Europy, XIX-wieczny Mirogoj, ale... Tak, troszkę pobłądziliśmy, opuszczając centrum. Plusem ponownie było to, że znaleźliśmy się w dzielnicy na zboczy góry, do której inaczej chyba byśmy nie zajrzeli. Przypomniały mi się budapesztańskie zadupia. Ostatecznie - lekko zmęczeni chodzeniem w podnoszącej się wciąż temperaturze - zeszliśmy na dół i zrobiliśmy jedyną wskazaną w tej sytuacji rzecz - poszliśmy nawodnić nasze osłabione organizmy ;-)



GRATIS ZAWSZE DOBRY!

Znakomity, bardzo szczegółowy opis zabytków Zagrzebia plus legendy i historie, z nimi związane, można znaleźć TU. Fajny przewodnik Lonely Planet z wyszczególnionymi pubami, restauracjami itp., plus opisy – KLIK!


2 komentarze:

  1. Byłam w Zagrzebiu zimą, w ciepłym świetle i słońcu wygląda dużo lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Własnie wybieramy się na majówkę do Chorwacji i 1 dzień planujemy spędzić w Zagrzebiu. Mam nadzieję, że uda nam się spędzić równie miły czas co Tobie :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń