ROADS
Przyjemnie podróżuje się zwłaszcza wtedy, gdy droga z punktu A do punktu
B staje się atrakcją samą w sobie. Może nas to spotkać między innymi w
Norwegii. Nie, nie widziałam łosia ani innego renifera (tyle stracić!),
ale i tak było niesamowicie uroczo. Od Trondheim przez Atlantic Road, Kristiansand,
aż po Geiranger, Drogę Trolli... Rozkosz dla oczu. Nawet jeśli chodzi o
ślepka Sylwiaczka! :-) Oczywiście w oczekiwaniu na prom obowiązkowo łowienie rybek, bo i miejsce z miarę odpowiednie, i sprzęt pod ręką, i kot groźnie jeżący się na nieznane zagrożenia...
Drogi, którymi jechaliśmy, poprzecinane były licznymi przeprawami promowymi i tunelami. Norwegia to zdecydowanie nie jest kraj dla ludzi z klaustrofobią lub hydrofobią ;-) Najdłuższy tunel liczy tu kilkanaście kilometrów, a w głowie - podczas przejazdu - potrafią zrodzić się najróżniejsze czarne scenariusze... Ciekawe przeżycie, delikatnie mówiąc, ale o ile skraca i upraszcza podróż! Podobną funkcję spełniają promy, ale tu wielkim plusem jest możliwość gapienia się z pokładu na widoki.
DOMKI
Coś, czego nie mogłam zignorować, to skandynawska architektura, włażąca w oczy na każdym kroku ;-) Nie wiem, jak wy, ale ja spokojnie mogłabym zamieszkać w norweskim domku na zadupiu, co wielokrotnie już deklarowałam ;-) Budownictwo nastawione na pozyskanie jak największej ilości naturalnego światła, ładne kolory (podobno wynikające z faktu, że tylko takie można dostać w sklepach), idealne proporcje i ciągotki w kierunku retro... Me gusta!
JEDZONKO
Napiszę może o czymś, co najbardziej przypadło mi do gustu ;-) Minęło już półtorej roku i sporo innych pyszności w różnych miejscach przez ten czas zajadałam, ale w pamięci moich kubków smakowych wciąż pozostaje brunost, czyli brązowy ser o słodkawo-karmelowo-ostrym smaku. Kozi ser, skrajany specjalną łopatką, na świeżej bułeczce... Nic, tylko jeść! Do teraz, będąc w najróżniejszych polskich sklepach, próbuję go dorwać, ale wszystko potwierdza informację, że ten norweski ser jest u nas niedostępny. No, można sobie zamówić w internetowym sklepie z nietypową żywnością kozią chałwę, czyli swoisty odpowiednik, ale jeszcze nie testowałam jej smaku. Mam w planach, bo nie wychodzi bardzo drogo ;-) Wracając z Norwegii, tachałam w torbie kostki sera, myśląc o nich w kontekście smakołyku, za pomocą którego ucywilizuję choć trochę południową Polskę. Padre i Sierściuch kręcili nosami, że słodki, że coś tam, ale jakimś cudem ser zniknął już po chwili ;-)
INNE DROGI
Objazd, który miał nas przeprowadzić szybciej i w bardziej malowniczy sposób przez pagórek (ekhm, znaczy się górę, bo w Norwegii góry wyrastają na każdym kroku), okazał się zarośniętą drogą dojazdową do starego, zawalonego tunelu. Horrory z zagubionymi na obrzeżach cywilizacji młodymi Amerykanami nagle stały mi się bliskie... Jednak żaden zmutowany i napromieniowany kanibal nie pojawił się na naszej drodze ;-)
BLOGGER ZŁY
A nawet bardzo zły, biorąc pod uwagę całą masę mniej lub bardziej drobnych błędów. Też tak macie? Pomijam już wkurzający fakt zmieniania koloru i kontrastu w zdjęciach (używam najbardziej standardowych formatów - żadne tam skomplikowane dupsy), ale w średnio co drugim poście muszę się sporo nagimnastykować, żeby całość nie rozjeżdżała się niemiłosiernie. Jest też ta druga opcja - po prostu mam dwie lewe ręce, a Blogger personalnie mnie nie lubi :-D Może też jest to kara za tak rzadką moją obecność tu, ale nieregularność wpisów wynika z tego, że non stop coś knuję i zazwyczaj po pracy od komputera trzymam się bardzo daleko.
Jak ja niewyobrażalnie pragnę takiej wyprawy! Piękne miejsca, piękne zdjęcia, piękne wszystko! Szkoda tylko, że ceny w Norwegii takie wysokie...
OdpowiedzUsuńTak, ceny nie należą do najniższych, niestety (kostka sera za 40 złotych itp). Ale, co mnie zdziwiło, mają tanie na przykład domki do wynajmowania w różnych ładnych miejscach... Jeśli jedzie się w kilka osób, to wychodzi super. Do samej Norwegii bardzo chciałabym jeszcze pojechać, bo to piękny kraj :-)
OdpowiedzUsuń