poniedziałek, 24 marca 2014

Węgry / Budapeszt / Serce Miasta. 1






Budapeszt wita nas parnym powietrzem i XIII Dzielnicą, od której strony nieopatrznie wjechaliśmy. Przedmieścia to całe kwartały starego budownictwa, zwykle dość zapuszczonego. Gdzieniegdzie lasek, większy skwerek. Na ustronniejszych uliczkach w pobliżu miejskich terenów zielonych brązowe panie w neonowo-jaskrawej bieliźnie prezentują wdzięki. Nie jesteśmy chyba właściwym targetem. Jedziemy dalej.


Drugiego i zarazem ostatniego dnia, kiedy wymeldowaliśmy się już z naszego luksusowego apartamentu (przez całą noc nie zmrużyłam oka, drżąc przed pluskwami, przed którymi na forum booking.com ostrzegał jakiś zniechęcony i pokąsany Anglik), postanowiliśmy zatrzymać się w pobliżu węgierskiego parlamentu, posnuć się nieco i posiedzieć nad rzeką. Wszystko sprzyjało naszemu słodkiemu lenistwu. Idealna pogoda (25 stopni, słońce, wiaterek od rzeki, takie tam), niewielka ilość turystów... Czerpaliśmy sobie, rozkosznie podpięci, z budapesztańskich uroków. Parlament położony jest nad samym Dunajem. Jak blisko, każdy mógł się przekonać nieco później, podczas powodzi, która nawiedziła naddunajskie stolice. Jedne schody, wąska ulica, drugie schody i - tadam! - w przerwach między obradami spragnieni ochłody (lub ochłonięcia) posłowie mogą wykonać malowniczego susa... No, ale żarty na bok ;-) Nie byłam pewna, czy te kępki zielska, widoczne między stopniami, czasem ktoś usuwa, ale niewątpliwie sprzyjają wytwarzaniu się klimaciku.



Już z daleka naszą uwagę przykuły znajome kształty. Ktoś poustawiał na nabrzeżu, nieopodal parlamentu, buty. Podchodziliśmy niepewnie, ciekawi butów i zaintrygowani. Nie odrobiłam za dobrze lekcji i nie wiedziałam, że w Budapeszcie mogę się takich butów spodziewać. Z bliska, kiedy przedarliśmy się już przez kordon Japończyków, godnie walczących ze swoim nowoczesnym sprzętem, zobaczyliśmy, że to nie żaden happening, tymczasowa akcja, ale specyficzny pomnik. Okazało się, że nie trzeba budować monumentalnych molochów, które na lata oszpecą krajobraz, a w sposób przemyślany i mądry ukierunkować formę i jej przekaz. W okresie II wojny światowej w tym miejscu pozbywano się Żydów. Każdy wie (lub się domyśla), jak się ich pozbywano, a przed egzekucją musieli zdejmować buty. W końcu porządek musiał być i nic nie mogło się zmarnować. Co znamienne, w dniach, kiedy odwiedzaliśmy Budapeszt, w mieście trwał Światowy Kongres Żydów. Węgrzy także mają swoich nacjonalistów, bo i czemu mieliby nie mieć? Wąsaci ,,patrioci" z narodowymi flagami zmierzali nabrzeżem w stronę parlamentu, przechodząc obojętnie obok odlanego z brązu obuwia.

5 komentarzy:

  1. marzy mi się... Piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie! u mnei na blogu też o Budapeszcie, który odwiedziłam na początku marca! zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie blogi, które ostatnio odwiedzam, kuszą mnie tym Budapesztem... A mnie tam nadal nie było, czas to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia, Budapeszt ostatnio modny widzę :-) bardzo mi się tam podobało ach!

    OdpowiedzUsuń