środa, 19 czerwca 2013

Okiem innych / „Kobi­eta na krańcu świata” Mar­tyny Wojciechowskiej

Można powiedzieć, że czuć tu bab­ską sol­i­darność (wiem, panowie takie określe­nie skwitowal­iby złośli­wym uśmieszkiem). Woj­ciechowska przed­stawia portrety kobiet, żyją­cych w diame­tral­nie różnych warunk­ach, kobiet często zniewolonych przez kul­tur­owe skra­jności. To kobi­ety są bohaterkami książki. Autorka nie potępia, nie wyśmiewa. Zas­tanawia się, przed­stawia, cza­sem współczuje.

Zbier­a­jąc mate­riał do swo­jego pro­gramu i real­izu­jąc go, Woj­ciechowska przemierza świat w poszuki­wa­niu charak­terysty­cznych kobiet. Kam­bodżanki rozmi­nowują pola, bo chcą zara­biać godziwe pieniądze, na które mogą liczyć, wykonu­jąc tak niebez­pieczną pracę. Zapaśniczka z Boli­wii, prawdziwa cholita, wal­cząca w trady­cyjnej spód­nicy, cza­sem solid­nie obrywa w star­ci­ach z mężczyz­nami, ale nie może zrezyg­nować. Walka to jej pasja, a także źródło pieniędzy. Dziewczyna-​kowbojka, czyli gaucha z argen­tyńskiej pampy, nie widzi życia poza pracą na rozległej farmie… Są także miłośniczki chirur­gicznego popraw­ia­nia urody z Ameryki Połud­niowej, jest młodz­i­utka Namib­ianka, wydana za mąż za osobę, z którą wcale nie chci­ała być…

Te bar­wne portrety zapadają w pamięć. Ekipa autorki przez pewien okres czasu towarzyszy bohaterkom, bierze udział w wydarzeni­ach z ich życia, poz­naje ich sta­tus w społeczeńst­wie, w którym się zna­j­dują. Poprzez kobi­ety z najróżniejszych stron świata Woj­ciechowska ukazuje różnorod­ność, ale też pod­kreśla fakt, że wiele z nich bardzo często zna­j­duje się na skraju społecznego mar­gin­esu. Ich deter­mi­nacja i obow­iązek utrzy­ma­nia przy życiu rodziny lub prag­nie­nie real­i­zowa­nia pasji za wszelką cenę to najczęś­ciej powód wszel­kich zachowań tych kobiet. Żyjąc dość wygod­nie zwykle zapom­i­namy, że są regiony, w których trzeba solid­nie się nakom­bi­nować, by znaleźć trochę wody lub zapłacić „czynsz” za mały domek z blachy falistej.

Wielkim plusem „Kobi­ety na krańcu świata” są zdję­cia. Ciekawe uję­cia i umiejęt­ność wydoby­cia detali powodują, że książkę pochła­nia się bardzo szy­bko. Cza­sem zbyt szy­bko, bo trudno się oder­wać od lek­tury. Woj­ciechowska pisze w sposób nieskom­p­likowany, nie używa zbęd­nych słów, ale też nie kryje się ze swoimi opini­ami i reflek­s­jami. Dodatkowym walorem są też mate­ri­ały, które ukazują pracę ekipy fil­mowej, przy­go­towu­jącej pro­gram w tere­nie. A to wcale nie sielanka, jak się nam często wydaje. Kole­jny raz znakomi­cie wypada też sama Woj­ciechowska, która do nowych doświad­czeń pod­chodzi w sposób otwarty, stara się zrozu­mieć, co rządzi ludzkimi decyz­jami. Nie ma w niej znamion postkolo­nial­izmu, utar­tych schematów myślowych i stereo­typów, przed którymi część podróżników nie potrafi uciec.

Sylwiaczkowa ocena
****/*****
4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz