Można powiedzieć, że czuć tu babską solidarność (wiem, panowie takie określenie skwitowaliby złośliwym uśmieszkiem). Wojciechowska przedstawia portrety kobiet, żyjących w diametralnie różnych warunkach, kobiet często zniewolonych przez kulturowe skrajności. To kobiety są bohaterkami książki. Autorka nie potępia, nie wyśmiewa. Zastanawia się, przedstawia, czasem współczuje.
Zbierając materiał do swojego programu i realizując go, Wojciechowska przemierza świat w poszukiwaniu charakterystycznych kobiet. Kambodżanki rozminowują pola, bo chcą zarabiać godziwe pieniądze, na które mogą liczyć, wykonując tak niebezpieczną pracę. Zapaśniczka z Boliwii, prawdziwa cholita, walcząca w tradycyjnej spódnicy, czasem solidnie obrywa w starciach z mężczyznami, ale nie może zrezygnować. Walka to jej pasja, a także źródło pieniędzy. Dziewczyna-kowbojka, czyli gaucha z argentyńskiej pampy, nie widzi życia poza pracą na rozległej farmie… Są także miłośniczki chirurgicznego poprawiania urody z Ameryki Południowej, jest młodziutka Namibianka, wydana za mąż za osobę, z którą wcale nie chciała być…
Te barwne portrety zapadają w pamięć. Ekipa autorki przez pewien okres czasu towarzyszy bohaterkom, bierze udział w wydarzeniach z ich życia, poznaje ich status w społeczeństwie, w którym się znajdują. Poprzez kobiety z najróżniejszych stron świata Wojciechowska ukazuje różnorodność, ale też podkreśla fakt, że wiele z nich bardzo często znajduje się na skraju społecznego marginesu. Ich determinacja i obowiązek utrzymania przy życiu rodziny lub pragnienie realizowania pasji za wszelką cenę to najczęściej powód wszelkich zachowań tych kobiet. Żyjąc dość wygodnie zwykle zapominamy, że są regiony, w których trzeba solidnie się nakombinować, by znaleźć trochę wody lub zapłacić „czynsz” za mały domek z blachy falistej.
Wielkim plusem „Kobiety na krańcu świata” są zdjęcia. Ciekawe ujęcia i umiejętność wydobycia detali powodują, że książkę pochłania się bardzo szybko. Czasem zbyt szybko, bo trudno się oderwać od lektury. Wojciechowska pisze w sposób nieskomplikowany, nie używa zbędnych słów, ale też nie kryje się ze swoimi opiniami i refleksjami. Dodatkowym walorem są też materiały, które ukazują pracę ekipy filmowej, przygotowującej program w terenie. A to wcale nie sielanka, jak się nam często wydaje. Kolejny raz znakomicie wypada też sama Wojciechowska, która do nowych doświadczeń podchodzi w sposób otwarty, stara się zrozumieć, co rządzi ludzkimi decyzjami. Nie ma w niej znamion postkolonializmu, utartych schematów myślowych i stereotypów, przed którymi część podróżników nie potrafi uciec.
Zbierając materiał do swojego programu i realizując go, Wojciechowska przemierza świat w poszukiwaniu charakterystycznych kobiet. Kambodżanki rozminowują pola, bo chcą zarabiać godziwe pieniądze, na które mogą liczyć, wykonując tak niebezpieczną pracę. Zapaśniczka z Boliwii, prawdziwa cholita, walcząca w tradycyjnej spódnicy, czasem solidnie obrywa w starciach z mężczyznami, ale nie może zrezygnować. Walka to jej pasja, a także źródło pieniędzy. Dziewczyna-kowbojka, czyli gaucha z argentyńskiej pampy, nie widzi życia poza pracą na rozległej farmie… Są także miłośniczki chirurgicznego poprawiania urody z Ameryki Południowej, jest młodziutka Namibianka, wydana za mąż za osobę, z którą wcale nie chciała być…
Te barwne portrety zapadają w pamięć. Ekipa autorki przez pewien okres czasu towarzyszy bohaterkom, bierze udział w wydarzeniach z ich życia, poznaje ich status w społeczeństwie, w którym się znajdują. Poprzez kobiety z najróżniejszych stron świata Wojciechowska ukazuje różnorodność, ale też podkreśla fakt, że wiele z nich bardzo często znajduje się na skraju społecznego marginesu. Ich determinacja i obowiązek utrzymania przy życiu rodziny lub pragnienie realizowania pasji za wszelką cenę to najczęściej powód wszelkich zachowań tych kobiet. Żyjąc dość wygodnie zwykle zapominamy, że są regiony, w których trzeba solidnie się nakombinować, by znaleźć trochę wody lub zapłacić „czynsz” za mały domek z blachy falistej.
Wielkim plusem „Kobiety na krańcu świata” są zdjęcia. Ciekawe ujęcia i umiejętność wydobycia detali powodują, że książkę pochłania się bardzo szybko. Czasem zbyt szybko, bo trudno się oderwać od lektury. Wojciechowska pisze w sposób nieskomplikowany, nie używa zbędnych słów, ale też nie kryje się ze swoimi opiniami i refleksjami. Dodatkowym walorem są też materiały, które ukazują pracę ekipy filmowej, przygotowującej program w terenie. A to wcale nie sielanka, jak się nam często wydaje. Kolejny raz znakomicie wypada też sama Wojciechowska, która do nowych doświadczeń podchodzi w sposób otwarty, stara się zrozumieć, co rządzi ludzkimi decyzjami. Nie ma w niej znamion postkolonializmu, utartych schematów myślowych i stereotypów, przed którymi część podróżników nie potrafi uciec.
Sylwiaczkowa ocena
****/*****
4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz