Thubron dysponuje bardzo rzadko spotykanym talentem opisywania rzeczywistości w tak plastyczny sposób, że nie musimy nawet zamykać oczu, nie musimy specjalnie się starać, by poczuć pod stopami piasek pustyni, chłód kamieni opuszczonego karawanseraju, stęchłą woń grobowców świętych mężów, opuszczonych wieki temu przez wiernych wyznawców.
Colin Thubron słowem posługuje się jak najlepszy fotograf aparatem, a mistrz malarstwa — pędzlem i sztalugą. Zresztą chyba nie ma innego wyjścia, by dotrzeć do współczesnego człowieka, rozmiłowanego w obrazkach. W końcu autor „Cienia Jedwabnego Szlaku” , a także kilku innych poczytnych książek, wyrzekł się aparatu. W książce nie znajdziemy ani jednej fotografii. W tym przypadku to nie zarzut, bo Thubron nadrabia znakomitym stylem
„Cień…” to książka o kilkumiesięcznej podróży śladami jednego z najdłuższych i najstarszych traktów handlowych w historii ludzkości. Fascynujące, jak wzdłuż niego przez setki lat przemieszczały się nie tylko towary, ale i całe plemiona, a także wiedza, religie, filozofie… Począwszy od chińskiego początku szlaku, a skończywszy na śródziemnomorskim (gdzie tu jest początek, a gdzie koniec? to z pewnością zależało od kierunku podróży), Thubron podróżuje sam. Jest samotnikiem, nie przeszkadza mu brak towarzystwa. Przemierza zapomniane odludzia, odwiedza miejsca, które pamięta z wcześniejszych podróży. Wędruje przez Afganistan, który większość osób z tzw. krajów cywilizowanych omija z daleka. Poznaje zupełnie inne oblicze Chin, a także byłych radzieckich republik. Szuka miejsc, o których gdzieś kiedyś ktoś powiedział, że istniały, ale ostatni ludzie wędrowali do nich wieki temu.
Starszy człowiek z plecakiem przemieszcza się czym popadnie. W niektórych miejscach poszukuje półlegendarnych grobowców i fortec, w innych wdaje się w długie rozmowy z miejscowymi. Poznaje marzenia i plany.
Z każdą przewracaną kartką coraz mocniej czuć cień Jedwabnego Szlaku. Na odległym wschodzie, wśród rdzennej ludności, rodzą się odsetek lat dzieci z niebieskimi oczami i rudymi włosami. W ziemi znajduje się przedmioty, które powinny spoczywać tysiące kilometrów w inną stronę. Równocześnie Thubron cały czas dyskutuje z wyimaginowanym kupcem sprzed wieków. W długie noce rozmawiają o sensie podróży i jej celu.
Czasem podróż wynika z instynktu i nadziei, nieodpartego przeświadczenia, z którym wodzimy palcem po mapie: „Tak, tu i tu… a potem tu. Tędy przebiega system nerwowy świata…”.
Sylwiaczkowa ocena
*****/*****
5⁄5
*****/*****
5⁄5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz