wtorek, 17 września 2013

Polska / Tatry / Giewont

Jeżeli zapytać przeciętnego Kowalskiego, z czym kojarzy mu się Zakopane, to możemy być pewni, że gdzieś pomiędzy Krupówkami a Morskim Okiem wymieni Giewont. Charakterystyczny kształt, zwalista masa skał, wznosząca się nieopodal miasta, szczyt, zwieńczony krzyżem - wszystko to powoduje, że tysiące turystów co roku pragnie wspiąć się na Giewont, będący jednym z symboli Tatr. Cóż mogę powiedzieć? Osobiście znam dużo lepsze symbole ;-)

Moja i S. pierwsza wizyta w Tatrach, kilka ładnych lat temu (uch, mam nadzieję, że nie zabrzmiałam zanadto jak... jak... no, nie przykładając, jak starsza pani, której zebrało się na wspominki - co zresztą kiedyś zapewne nastąpi). Skuszeni renomą Giewontu jako miejsca, którego nie wypada nie zobaczyć, wybraliśmy się zdobyć szczyt. Jedynym naszym szczęściem było chyba wyłącznie to, że sezon wakacyjny zakończył się dosłownie dzień wcześniej, więc ominęły nas legendarne kolejki na szczyt. Ilość pań w japonkach i łysych panów z gołą klatą gwałtownie spadła. Mimo to jednak nie ominęły nas malownicze widoki ufryzowanych dziewoi z rozmazaną tapetą na twarzach, w baletkach lub - w najlepszym wypadku - delikatnych, miejskich adidaskach. Z torebeczkami na ramionach walczyły o życie, w czym wspierali je troskliwi panowie. Roztkliwiające sceny :-D Skutek? Korek na szlaku, bo delikwentka pokonuje dwa metry w dziesięć minut, co chwila szorując pazurami po skałach. Tak, wchodząc na Giewont należy uzbroić się w cierpliwość. Na szczycie natomiast trwa nieustanna kotłowanina. Zadziwiający jest fakt, że pomimo braku zabezpieczenia uroczej, kilkusetmetrowej przepaści praktycznie nie zdarza się, by ktoś w nią spadał. Dobra, koniec ,,narzekającej" partii tekstu ;-)
Na Giewont wchodziliśmy czerwonym szlakiem, z Doliny Strążyskiej, schodziliśmy zaś niebieskim. Wejście nie należy do trudnych, tym bardziej zejście, niemniej jednak miło mieć odpowiednie obuwie do górskich igraszek ;-) Serdecznie odradzam też odwiedzenie Giewontu w lipcu bądź sierpniu. We wrześniu jest już w miarę znośnie, a w dodatku nie od dziś wiadomo, że jesień to lepszy czas na górskie wyprawy ;-)

1 komentarz:

  1. Witam, z tymi symbolami to całkowita racja. Wejście na Giewont to faktycznie jakieś nieporozumienie - szczególnie w czasie tzw. "obłożenia" turystycznego.
    Widoki piękne. Jest przestrzeń i poczucie wolności. Ciekawy wpis. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń